Nie wiadomo dlaczego utworem, który podobno nie licuje z twórczością
Mickiewicza, a mimo tego został przez niego z całą pewnością napisany,
jest poemat zatytułowany "Kartofla", choć powinno być oczywiście -
"Kartofel".
Jednego możemy być na tę okoliczność pewni - każdy z
poetów romantycznych tworzył co prawda własną ręką, ale łączyło ich
jedno - wspólne jądro. I tak jak każdy zauważyłby, że królowa Bona
sprowadziła do Polski warzyw sporo, tylko niektórzy zwróciliby uwagę, że
nie była ona wcale pielęgniarką. Takie po prostu było jej rodowe
nazwisko. Dlatego też "kartofla", czy "kartofel", nieważne. Romantyczni
na przykład uważali, że "pyra" (przez dwa "r"), to pozostałość po
potopie, ale Poznaniacy zupełnie co innego... albo tacy Ślązacy też... a
rzecz chodzi o jedno.
Poemat "Kartofla" jest utworem wyjątkowym.
Mówi nie tylko o kartofli... kartoflu... jako zjawisku przyrodniczym,
ale i o geograficznym (np. odkrycie Ameryki, gdzie po raz pierwszy
wykopano kartofla... kartoflę... kartofel), społeczno-gospodarczym
(czyli o hodowli kartofli... kartofla... kartofela w Polsce) oraz
politycznym (odpowiedzialność Kolumba za parchy na kartoflu...
kartofli... kartofelku).
Dlatego też zdumieniem napawa mnie fakt,
iż jak dotąd nie wprowadzono jeszcze do programu nauczania "Kartoflę"
Adama Mickiewicza. Przecież od początku tego wieku corocznie obchodzimy
rocznicę jego urodzin... tzn. ponad pięćsetletnią rocznicę jego
urodzin... tzn. jej wykopania.
Hmm... Po głębokim namyśle chyba
jednak byłbym skłonny zrozumieć powody takiej decyzji władz oświatowych.
Brak wyraźnego związku z regionem. A przecież już w drugiej połowie
XVIII wieku król pruski Fryderyk II Wielki wprowadził na szeroką skalę
hodowlę kartofli na terenach Prus Wschodnich. A Mickiewicz nawet się o
tym nie zająknął w swoim poemacie. I to był jego błąd.
Szkoda, bo
już ujrzałem te liczne rzesze tegorocznych maturzystów deklamujących
przed pobladłymi z osłupienia obliczami szacownych komisji:
"Aż owoc zza indyjskich wywiedziony szranek,
Co ma imię kartofel, bulb albo ziemlanek.
(Czy to błąd mojej myśli, czy wzroku pomyłki?)
Żywota nie mające toczy naprzód bryłki (...)
Ja prosty wieszczek, skromne tobie splatam wianki:
Czcicielowi rolnictwa, uprawcy ziemlanki"
A
gdyby w trakcie owej prezentacji ktoś bardziej by pobladł lub
bezwładność grawitacyjna znienacka go napadła, natychmiast sałatką
ziemniaczaną ku wskrzeszeniu zostałby nakarmiony i na nogi postawiony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz