Adam
Mickiewicz – Dziady cz. III
Według historyków literatury od Mickiewicza zawsze
było czuć tajemniczością, bo, o ile wszyscy uważamy, że Kochanowski był dobrym
patriotą ponieważ pił węgrzyna za zdrowie ojczyzny, o tyle Mickiewicz uważał,
że ojczyzna jest miodem, który mile uderza do głowy. Stąd troska o losy
ojczyzny odbijała się Kochanowskiemu w każdym utworze, natomiast Mickiewiczowi
wszystko się poplątało. Najpierw pisze "Dziadów" część drugą, potem czwartą, a
dopiero potem dwa razy trzecią, przy czym jedną z tych trzecich w ustępie. No
ja bardzo przepraszam! Norwid też był wielki, bo go nie każdy mógł zrozumieć,
ale taki Mickiewicz włożył w stworzenie III części "Dziadów" tyle uczucia, że nie
sposób tego czytać normalnie!
W dodatku nasz wieszcz był wówczas bardzo zaangażowany
w działalność filomatów, filaretów czy innych filatelistów, co go szczególnie
rozpraszało nawet pod względem konstrukcji konfabulacji. Ratunkiem dla Mickiewicza
okazała się jego zdolność do operowania ogromną ilością słów na godzinę. Talent
ów objawił się w III części zwłaszcza w jego aprowizacji… improwizacji, gdzie
niczym współczesny trybun ludowy, grzmi:
„Co ja zechcę, niech wnet zgadną
Spełnią, tym się uszczęśliwią
A jeżeli się sprzeciwią
Niechaj cierpią i przepadną”
Hmm…
Molier, np. przez całe życie chciał pisać tragedie, a wychodziły mu komedie.
Krasicki potępiał warchlactwo szlachty. Fredro był hrabią, a w dodatku
najwybitniejszym komisarzem polskim,
A Mickiewicz? Z matematyką na bakier i
ortografią na wesoło? Nie, to ja już wolę Aleksandra Głowackiego, który mimo
tego, że nazywał się Prus, to jednak był Polakiem z krwi i od kości.
Boolbul