Co prawda nigdy nie
obiecywałem nikomu, że spróbuję dokonać kiedyś omówienia „Pana Tadeusza”, lecz z uwagi na to, iż poemat ów wierszem został napisany i to w dodatku w dwunastu księgach (a zatem nikt go
z własnej woli czytać nie będzie) – zostałem do czynu owego niejako nań
przymuszony.
Po pierwsze należy
stwierdzić, że z pewnością każdy kto przebrnie przez pierwszą księgę, dojdzie
niechybnie do wniosku, że ten poemat arcynarodowy opisuje życie w szlacheckim
dworze, które było bardzo urozmaicone bowiem wszyscy tam jedli, pili i
popuszczali pasa. Norwid, co prawda, zauważył, że jeszcze czekali aż przyjdą
Francuzi i zrobią im Ojczyznę, ale było to – jak wszyscy wiemy – niemożliwe,
ponieważ Napoleon w tym czasie przegrał wojnę na wschodzie, znalazł się w
rozsypce i dlatego udał się na zachód saniami. Ale mniejsza o to.
Z pierwszej księgi
dowiadujemy się rzeczy niezwykle istotnej dla dalszego jej ciągu, a mianowicie, że pan Tadeusz
choć prostak, to jednak potrafił wyczuć wdzięk przyrodzenia Telimeny. Już w
trakcie ich pierwszego spotkania i pierwszej rozmowy do tego stopnia zapomniał
języka w gębie, że zaczęli rozmawiać od razu po francusku. Ona o książkach,
malarstwie, muzyce, tańcach, nawet o rzeźbiarstwie, a on… ani be, ani me, ani
kukuryku. Więc przeszła na życia wiejskiego nudy i kłopoty, zabawy i inne
przyjemności – w czym Tadeusz był bardziej mocny. W konwersacji oczywiście
bardzo mu pomagało to, że był silny i miał szeroką pierś klatkową. A poza tym,
patrząc na Telimenę, cały gorzał, co ona rozumiała nieco opacznie, że był
zdecydowanym przeciwnikiem poglądu, iż odzież niewieścia to przede wszystkim
izolacja termiczna, a nie przeszkoda dla ciekawskich. To spostrzeżenie ujawniło
na twarzy Telimeny zmarszczkę ciągnącą się od ucha do ucha, jako że, wbrew
pozorom, była już wiekową zgoła damą. Niestety Tadeusz nie zdążył był tego
zauważyć bowiem zachwycon pięknem ojczystej przyrody, którą Mickiewicz zwykł
opisywać barwnie, kształtnie i odruchowo, zwyczajnie rozdziawił
gębę, jakby w oczekiwaniu na przechwycenie przelatującego nieopodal stworzenia
Bożego w postaci upasionej muchy.
A potem… uczta się
skończyła. Starsi i damy spoczęli we dworskim budynku, zaś Tadeusz i reszta młodzieży w stodole, na sianie. Tadeusz
do później nocy próbował uspokajać naburmuszone gonady, w czym bynajmniej nie
pomagał mu, niosący się wśród nocnej ciszy, głos stróża.