środa, 6 lipca 2016

Adam Mickiewicz - "Pan Tadeusz. Księga Pierwsza"



Co prawda nigdy nie obiecywałem nikomu, że spróbuję dokonać kiedyś omówienia „Pana Tadeusza”, lecz z uwagi na to, iż poemat ów wierszem został napisany i to w dodatku  w dwunastu księgach (a zatem nikt go z własnej woli czytać nie będzie) – zostałem do czynu owego niejako nań przymuszony.

Po pierwsze należy stwierdzić, że z pewnością każdy kto przebrnie przez pierwszą księgę, dojdzie niechybnie do wniosku, że ten poemat arcynarodowy opisuje życie w szlacheckim dworze, które było bardzo urozmaicone bowiem wszyscy tam jedli, pili i popuszczali pasa. Norwid, co prawda, zauważył, że jeszcze czekali aż przyjdą Francuzi i zrobią im Ojczyznę, ale było to – jak wszyscy wiemy – niemożliwe, ponieważ Napoleon w tym czasie przegrał wojnę na wschodzie, znalazł się w rozsypce i dlatego udał się na zachód saniami. Ale mniejsza o to.

Z pierwszej księgi dowiadujemy się rzeczy niezwykle istotnej dla dalszego jej ciągu, a mianowicie, że pan Tadeusz choć prostak, to jednak potrafił wyczuć wdzięk przyrodzenia Telimeny. Już w trakcie ich pierwszego spotkania i pierwszej rozmowy do tego stopnia zapomniał języka w gębie, że zaczęli rozmawiać od razu po francusku. Ona o książkach, malarstwie, muzyce, tańcach, nawet o rzeźbiarstwie, a on… ani be, ani me, ani kukuryku. Więc przeszła na życia wiejskiego nudy i kłopoty, zabawy i inne przyjemności – w czym Tadeusz był bardziej mocny. W konwersacji oczywiście bardzo mu pomagało to, że był silny i miał szeroką pierś klatkową. A poza tym, patrząc na Telimenę, cały gorzał, co ona rozumiała nieco opacznie, że był zdecydowanym przeciwnikiem poglądu, iż odzież niewieścia to przede wszystkim izolacja termiczna, a nie przeszkoda dla ciekawskich. To spostrzeżenie ujawniło na twarzy Telimeny zmarszczkę ciągnącą się od ucha do ucha, jako że, wbrew pozorom, była już wiekową zgoła damą. Niestety Tadeusz nie zdążył był tego zauważyć bowiem zachwycon pięknem ojczystej przyrody, którą Mickiewicz zwykł opisywać barwnie, kształtnie  i odruchowo, zwyczajnie rozdziawił gębę, jakby w oczekiwaniu na przechwycenie przelatującego nieopodal stworzenia Bożego w postaci upasionej muchy.

A potem… uczta się skończyła. Starsi i damy spoczęli we dworskim budynku, zaś Tadeusz i reszta młodzieży w stodole, na sianie. Tadeusz do później nocy próbował uspokajać naburmuszone gonady, w czym bynajmniej nie pomagał mu, niosący się wśród nocnej ciszy, głos stróża.