czwartek, 17 lipca 2014

„Konrad Wallenrod” Adama Mickiewicza

W „Konradzie Wallenrodzie”, który jest uznawany, nie wiadomo zresztą dlaczego, za jedną z piękniejszych cegieł naszej literatury, Mickiewicz chciał dorównać Sienkiewiczowi, ale pomylił się zanim jeszcze zaczął pisać „Wallenroda”. Zapomniał mianowicie, że w prozie wypowiada się narrator zaś w poezji, którą zwykł uprawiać Adam, podmiot deliryczny (jak to określają co światlejsi znawcy  przedmiotu).
A poza tym u Sienkiewicza, np. w „Krzyżakach”, po bitwie na polu grunwaldzkim, zostało więcej nieboszczyków niż przyszło i oprócz zabitych leżało tam również wielu wielce obrażonych. Jedynie wielki mistrz zakonu Konrad von Wallenrode, na którym podobno Mickiewicz wzorował swojego Konrada, a który między innymi stał też na urzędzie prokuratorskim w pruskiej Iławie, nie obnosił się z urazą ponieważ nie zdążył na bitwę. Apopleksją bowiem trafiony uszedł był z tego świata już w 1393 roku.
A u Mickiewicza w tym czasie jego Konrad przez całe życie walczy z zaparciem i prowadzi życie seksualne szeroką strugą.
Porównując mickiewiczowskiego „Wallenroda” z innymi wybitnymi dziełami należy zauważyć, że już Maria Konopnicka pisał swoje opowiadania, żeby można było porównać tamtą biedę z biedą obecną, powszechnie nam panującą. A taki Tołstoj to na przykład z chrześcijaństwa odrzucił boskość Chrystusa i na ten znak przestał jadać mięso i jego przetwory. U nas z kolei szlachta, by zmusić chłopów do pracy, pisała na nich satyry, a oni – jak to dokładnie można wyśledzić w „Satyrze na leniwych chłopów” - udawali niesprawność narzędzi i ciężko ocierali pot z czoła, nie mając w dodatku czasu na walkę o swoje prawa wyborcze.
A taki Mickiewicz ukrywa przed swoim Konradem, że pod postacią Aldony ukrył swoją Marylę, zaś wieża to symbol Putramenta... Puttkamera – męża jego ukochanej.
Stąd czytelnika szlag trafia przy lekturze „Wallenroda”, bo wiadomo, że Konrad nigdy szczęścia nie zazna, ponieważ jego ukochana zejść do niego z wieży nie może.
W związku z czym Aldona pozostała dziewicą jak przysłowiowa Joanna d’Arc. Inna rzecz, że Joanna z tego tytułu poniosła zasłużoną karę, no, ale w przypadku naszej Emilii Plater było akurat odwrotnie – została bohaterką, bo była dziewicą, ale mniejsza z tym.
Konrad Wallenrod w końcówce tej niby „powieści historycznej” wygląda jak Hiszpan – zupełnie jakby z byka spadł. I nikt nie wie o co w tym wszystkim chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz